Każdego dnia podejmujemy szereg różnych działań, snujemy plany, realizujemy je w mniejszym lub większym stopniu. Wielu z nas, z różnych pobudek, jest w trakcie procesu zmiany nawyków. Inni być może już przez to przeszli i w tym momencie są na etapie utrzymania tego, co wypracowali.
Są takie obszary życia, w których wprowadzenie zmian okazuje się bardzo trudne, a na pozór wręcz niemożliwe. Mogą to być sytuacje związane z życiem społecznym, lub takie, w których znaczącą rolę odgrywają indywidualne potrzeby.
Jak to się dzieje, że nie umiem odmówić sobie paczki chipsów w piątkowy wieczór, mimo że bardzo chcę? I dlaczego mimo wielkiego wysiłku włożonego w pracę nad kontrolą odżywiania, hamulce puszczają mi akurat w domu rodzinnym? Jeżeli, mimo usilnych starań, cały czas powtarzasz pewne schematy, być może jest to czas nad zastanowieniem się – co właściwie jest motywatorem Twojego działania?
Abraham Maslow, ojciec psychologii humanistycznej opracował teorię, według której ludzkie działania determinowane są poprzez zaspokajanie potrzeb ułożonych w pewnej hierarchii. U podstaw, idąc kolejno, znajdują się potrzeby fizjologiczne, bezpieczeństwa, miłości i przynależności, szacunku i uznania. Zwieńczeniem całości jest potrzeba samorealizacji. Hierarchia oznacza, że w pierwszej kolejności będziemy dążyć do realizacji tych najbardziej podstawowych potrzeb. Jeśli osiągniemy sukces, pojawi się motywacja do dalszego działania, na „wyższych poziomach”.
Teoria, jak wiele innych, ma zarówno swoich entuzjastów, jak i przeciwników. Bez względu na to, czy zgodzimy się z tym, że niemożliwa jest realizacja podstaw wyższego rzędu, bez osiągnięcia tych podstawowych, to jest pewna kwestia warta poruszenia. Czy istnieje szansa, że próbujemy zaspokoić potrzeby z hierarchii Maslowa w nie do końca adekwatny sposób?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której mama wielodzietnej rodziny nie ma wystarczających umiejętności lub czasu, by poświęcić dzieciom potrzebną im uwagę. Ta sama mama gotuje za to wspaniałe, syte obiady, piecze znakomite ciasta, które potem roznosi domownikom, bez względu czy mieli na to ochotę. Taka mama będzie skupiała całą swoją rodzinę wokół stołu, na którym będą pojawiały się dania, które całej rodzinie już zawsze będą kojarzyły się właśnie z nią. Dzięki temu będzie miała poczucie budowania relacji miłości, bliskości i przywiązania.
Z kolei dzieci tejże mamy, nauczone mechanizmów wyrażania uczuć poprzez wspólne posiłki, gdy osiągną już samodzielność, jeszcze długie lata będą przyjeżdżać na mamine obiady, szczególnie w momentach tęsknoty. W ten sposób będą utrzymywali relacje z mamą, z którą nigdy nie nauczyli się spędzać czasu w inny sposób. Te same dzieci, w trudnych chwilach być może będą powielały ten schemat, przygotowując obfite kolacje, bo tylko to da im natychmiastowe poczucie bezpieczeństwa.
Bardzo często sięgamy po pewne rozwiązania, tylko dlatego, że są nam dobrze znane. Nauczeni doświadczeniem, staramy się rozwiązać problemy, czy przegonić trudne emocje za pomocą jedzenia. Gdy się temu bliżej przyjrzymy, może się okazać, że jest to tylko działanie zastępcze. Kumulujące się w nas emocje mogą świadczyć o niezaspokojonych potrzebach, które staramy się zagłuszyć tym, co akurat dostępne. Dlatego właśnie zmiana nawyków żywieniowych, to często praca u podstaw.
Nie ma nic złego w spotkaniach przy stole, kultywowaniu tradycji, czy dbaniu o rodzinne więzi. Ale jeżeli w łamaniu własnych zasad lub postanowień przyświeca nam cel zaspokojenia innych, ważnych dla nas potrzeb, warto zastanowić się, czy istnieje możliwość, by zrobić to w inny sposób.