Czyli o etykietach rządzących naszą dietą
Nieskończona ilość stereotypów rządzi naszą dietą.
Zaczytujemy się w nowe posty i artykuły o tym czego unikać, jak jeść, na co uważać. Od najmłodszych lat mamy wpajane co jest „dobrze”, a co „źle” widziane w naszym jadłospisie i pewnie każdy z nas wygenerował sobie swój radar odwiedzając sklep. Dział z warzywami i owocami- sygnał zielony „ok, mogę jeść”. Pasty, ryże, produkty suche, mąka - dostaje żółtą kartkę, makaron już pomarańczową, mąka ALERT!
Dział nabiału, alejka z produktami mrożonymi, przechodzimy przez sklep skanując produkty i wreszcie dochodzimy do najbardziej czerwonej ze wszystkich - sekcja przekąsek i słodyczy. Krzyczą do nas błagalnie- kolorowe opakowania, radosne chrupki i czekoladowe cukierki. Czy rzeczywiście aż tak „zgrzeszymy” sięgając po te produkty?
Z punktu widzenia psychodietetyki - wręcz odwrotnie.
Im bardziej zakazane; tym bardziej będzie nas kusić. Zbilansowana dieta to taka, która uwzględnia także gluten, cukier, nabiał, tłuszcz. Ważniejsze jest to, co dzieje się w głowie. Sam cukierek nie skreśli diety, treningów i zdrowego stylu życia. Długotrwałe unikanie produktów ze strefy czerwonej lub pomarańczowej, celowa ich redukcja może wywołać u nas efekt odwrotny niż zamierzony.
Nasz umysł zmęczy się życiem krążącym pomiędzy złym i dobrym, które decyduje o tzw. naszym „idealnym dniu dietetycznym”. Bardzo możliwe, że produkty takie jak ser, makaron, słodycze czy słone przekąski staną się zapalnikiem do napadowego objadania się.
Rozwiązaniem na to jest zaprzestać dzielić jedzenie na idealne i nie idealne, wyrzucić swoją wyimaginowaną „listę” do kosza, za to zacząć słuchać swojego organizmu. Może nie możesz zasnąć myśląc o lodowym deserze, ponieważ od wielu miesięcy zabraniasz sobie najmniejszych przyjemności lub nie dostarczasz sobie odpowiedniej ilości kalorii, wartości odżywczych, ruchu czy snu.